O mnie

piątek, 27 czerwca 2014

Zdrowe i chrupiące! Krakersy z siemienia lnianego i pestek.



Mecze, tv, chipsy, paluszki, zimne piwko... Mówi Wam to coś?

Dziś coś dla tych, którzy bez przekąski obejść się nie mogą. Ale nie tylko. Mimo, że mundialowe klimaty znam jedynie z opowieści, ja również po tą zdrową przekąskę sięgnę. I Wam polecam, zamiast chipsów pełnych tłuszczy trans, odżywić ciało zdrowymi składnikami, a ono się na pewno odwdzięczy. Można chrupać przed tv. A co tam. Niech będzie, że mundial...

   Ja- fanka suchej piersi z kurczaka, suchego indyka, jałowych kasz i płatków owsianych, mam problem z upchnięciem zdrowych tłuszczy w moim codziennym bilansie. Czasem już nie mam ochoty na dodawanie oliwy z oliwek do sałatki, oleju kokosowego do kawy lub omleta. Chciałoby się sięgnąć po inne źródła nienasyconych kwasów tłuszczowych. A spożywać je trzeba i o tym wszyscy wiemy. Właśnie w takiej chwili, gdy już nie miałam pomysłu na zdrowe nowości, ukręciłam ten przepis. I jest! A co równie ważne- jest pysznie! Sami się przekonajcie, bo roboty jest na kilka chwil, a smak fenomenalny.

Składniki (ilość wg uznania):
siemię lniane
pestki słonecznika
pestki dyni
ostropest (niekoniecznie)
woda
koncentrat pomidorowy
sól
bazylia i oregano
u mnie dodatkowo naturalna przyprawa do pizzy

Siemię i pestki mielimy. Nie za długo, aby wyszło sypkie, a nie maziste. Dodajemy przyprawy, sól, koncentrat oraz wodę małymi porcjami, aby uzyskać konsystencję gęstej papki. Rozsmarowujemy cieniutko, najlepiej na macie silikonowej lub dobrym papierze do pieczenia, rozcinamy w kwadraty, trójkąty, kółka ;p i wkładamy do piekarnika na ok. 160 °C aż nasza masa stanie się chrupiąca. Smacznego!




wtorek, 17 czerwca 2014

Cardio poza siłownią. Dobre samopoczucie i ładne widoki w pakiecie.


Cardio na siłowni? Każdy, kto kiedykolwiek biegł na mechanicznej bieżni wie, jak potrafi dłużyć się każda minuta. Słuchawki na uszach i motywująca muzyka? To działa, ale nie na dłuższą metę. Przynajmniej na mnie. Można jeszcze oglądać telewizję. Najbardziej popularny kanał na siłowniach to ten z teledyskami. Z wijącymi się paniami wysmarowanymi oliwą i towarzyszącymi im raperami. Standard.
Alternatywą dla bieżni, maszyn eliptycznych i rowerów może być rower spinningowy. Niestety, z udostępnieniem takiego sprzętu w godzinach innych niż te przeznaczone na zajęcia, lub postawieniem kilku dodatkowych spotkałam się jedynie w dwóch klubach. W różnych miastach. A uwierzcie, odwiedziłam tych klubów już wiele. Szkoda, ponieważ osoba mająca pojęcie na temat tego typu zajęć może sama sobie dać nieźle w kość, a czas nie dłuży się jak na innych maszynach cardio.

Ale nie o wyposażeniu siłowni chciałam Wam dziś napisać. Czy lubicie spacery? Ja uwielbiam! Mogę przemierzać pieszo naprawdę spore odległości, obserwując przy tym okolice i nawet idąc często tą samą trasą, wypatrywać nowe, ciekawe rzeczy. Do pracy mam 6,5 km. Przejście tej odległości zajmuje mi około godzinę (szybkim tempem). To znaczy, że muszę wstać wcześniej, wieczorem przyszykować sobie jedzenie do pracy, lub po drodze zahaczyć o spożywczaka. Najczęściej, jak na złość, światła na wszystkich przejściach dla pieszych po drodze są czerwone, więc muszę później dodatkowo przyspieszyć kroku, żeby nie spóźnić się do pracy.
 Czy warto? Warto! Miasto o poranku ma swój urok. Nawet te najbardziej zatłoczone ulice ukazują nowe oblicze, kiedy ludzie nie popychają się w biegu łokciami, samochody nie trąbią i nie czuć jeszcze odoru spalin. Czasem wybieram rower, ale ze względu na brak ścieżek rowerowych na mojej trasie nie jest już tak kolorowo. Tu już liczy się kwestia bezpieczeństwa, bez podziwiania okolicznych widoków.

A co to ma wspólnego z siłownią? Jeśli głównym celem Waszego treningu aerobowego na siłowni jest palenie kalorii, spróbujcie mojego sposobu na podkręcenie metabolizmu, a przy okazji porannego samopoczucia! Pobudka gwarantowana. Lepsza koncentracja w pracy również. Przyjemne z pożytecznym. W takie dni, gdy mam za sobą poranny spacer (a raczej marszobieg ;) ), moja wizyta na siłowni trwa krócej. Rozgrzewka i zasadniczy trening standardowo, ale nie drepczę już później na bieżni. Póki co odpuściłam sobie również spinning. Pogoda jest zbyt piękna, aby tracić ją na cardio w dusznej sali. Chyba, że ktoś jest fanem bieżni, orbitreka i wielkich telewizorów :)




 


niedziela, 15 czerwca 2014

VIII Międzynarodowy Bieg o Błękitną Wstęgę, Stargard Szczeciński 2014. Wrotkarstwo szybkie.





Przywitał nas Elvis... A dokładnie jego nieudana kopia, wyginająca się na scenie z gitarą. Niewyraźne dźwięki, zapach przypalonych parówek i popcornu, i już wiedzieliśmy, że dotarliśmy na miejsce. Całe szczęście, bo kręcąc się autem po uliczkach w Stargardzie Szczecińskim nie znaleźliśmy strzałek, wskazówek jak dostać się do punktu startu.
 Tą małą niedogodność wynagrodził nam widok wspaniałych zawodników, odzianych w kolorowe stroje sportowe. Niektórzy założyli koszulki klubowe- nie było wątpliwości, gdzie trenują. Inni jeszcze się rozgrzewali, migając barwnymi rolkami i odblaskowymi kółkami. Widok takiej liczby wysportowanych i radosnych osób motywuje zawsze!
Po chwili przez mikrofon zawodnicy zostali przywołani na start. Huk pistoletu. Ruszyli. Na początku nie było wątpliwości, co do pozycji zawodnika, ale po krótkim czasie pojawiły się duble. Nie miałam pojęcia, kto jest na którym miejscu, choć technika i szybkość jazdy pozwalała domyślać się, kto poważnie trenuje, a kto jeździ wyłącznie rekreacyjnie.
 Zaobserwowałam jedną wywrotkę małego bohatera. Ze świetną techniką wystartował młody chłopiec, który poziomem nie odstawał od innych sportowców, a po swoim upadku podniósł się w kilka sekund. Nie przeszkodziło mu to w zajęciu miejsca na podium! Uwagę zwróciła również rolkarka, której w specjalnym wózku towarzyszyły dwie maleńkie córeczki. To się nazywa zaszczepianie sportu od najmłodszych lat! A jeśli już o wieku mowa- ta różnorodność kolejny raz utwierdziła mnie w przekonaniu, że miłość do aktywności dotyka ludzi naprawdę w każdym wieku. Starszych, młodszych, tych zapracowanych i tych, którzy kończąc aktywność zawodową mogą wreszcie poświęcić czas dla swoich pasji.

 Nie ma wątpliwości, że sport łączy ludzi. Wyzwala emocje, skłania do refleksji i przemyśleń. Sport to z pewnością zdrowie, ale również wyrzeczenia, godziny na treningach, litry wylanego potu. Często również krew i łzy. Ale imprezy, takie jak ta w Stargardzie Szczecińskim utwierdzają, że warto. Nie tylko po to, by stanąć na pudle, zdobyć puchar, dyplom, medal. Ale przede wszystkim, by stoczyć walkę ze sobą. Aby stać się silniejszym niż dnia poprzedniego i budzić się z jeszcze większą wiarą we własne możliwości.
A zresztą, obejrzyjcie naszą fotorelację. Ja w każdym z tych zawodników widzę zwycięzcę. Zwycięzcę własnych słabości.















 A na koniec- dlaczego w ogóle się tam znaleźliśmy? Na zdjęciu poniżej widzicie mojego własnego bohatera. Tomasz Chmieliński (ISST Pomorze Wałcz)- mój Tata, o którym na pewno jeszcze na tym blogu przeczytacie! Dla mnie jest ogromną motywacją i inspiracją. Dowodem, że trenować można w każdym wieku i czerpać ogromną przyjemność z aktywności fizycznej. Jesteśmy z Ciebie dumni! :)




Ps. Zdjęcia są mojego autorstwa i stanowią moją własność. Widzisz siebie, potrzebujesz materiał- daj znać. Nie kopiuj, nie kradnij. Kontakt: carpewszystko@gmail.com

środa, 11 czerwca 2014

Crossfit? Trening funkcjonalny? A z czym to się je?


      Na początek warto odpowiedzieć na pytanie, czym w ogóle jest crossfit? Nie chcę przytaczać historii, ale skupić się jedynie na tym, co dla trenującego najbardziej istotne. Crossfit to ogólnie mówiąc zbiór ćwiczeń siłowych i wytrzymałościowych, z wyłączeniem treningu na maszynach- izolujących mięśnie. W trening wplatamy sztangę, kettlebells, robimy sprinty, podciągamy się na drążku, pracujemy z obciążeniem własnego ciała. Co tylko przyjdzie nam do głowy, byle nie były to ćwiczenia izolowane, ale pozwalające na pracę wszystkich mięśni. I co ważne- trenujemy na maksa! Blisko swojego tętna maksymalnego. Bez oszczędzania się. Budujemy w ten sposób swoją szeroko pojętą sprawność, co ciężko uzyskać jedynie uginając przedramię z hantlem, bądź prostując nogi na maszynie.

       Trening crossfit to tzw. WOD, czyli Workout of the day (trening dnia).  Jest to kilka różnych ćwiczeń, wykonywanych kolejno po sobie, tworzących jeden obwód. Po obwodzie następuje przerwa do 5 minut i zaczynamy kolejny. Wykonujemy 3-7 obwodów, po czym jesteśmy nieludzko zmęczeni, pot spływa po całym ciele i mimo nawet krótkiego treningu czujemy, że wykonaliśmy dobrą robotę. 
W sieci znajdziemy całe mnóstwo zestawów treningowych (WOD'ów) o tajemniczo brzmiących nazwach Annie, Angie, Barbara itd. i szczerze zachęcam Was do poszperania i szerszego zapoznania z tematem. I oczywiście do wypróbowania na sobie.

Chciałabym podzielić się z Wami moją opinią na temat tego rodzaju treningów. Generalnie nie mam nic przeciwko siłowni. Sama na nią uczęszczam, wykonuję ćwiczenia na maszynach robiąc powolne, dokładne ruchy z dużym obciążeniem. Ale to nie tylko siłownia pozwala mi rzeźbić mięśnie i sprawia, że nie tylko ja mogę je zobaczyć, napinając przed lustrem. To nie dzięki maszynom bez problemu wbiegam i zbiegam po schodach, rozpędzam się na rowerze i potrafię szybko i sprawnie podnieść i przenosić ciężkie siatki z zakupami.
Przynajmniej raz w tygodniu czuję to maksymalne zmęczenie, pot spływający aż po nadgarstkach i palenie we wszystkich kończynach. Zazwyczaj w niedzielę chodzę na trening w grupie. Z głośników uderza nas głośna muzyka, a trenerka motywuje do zrobienia kolejnych powtórzeń. I nawet wtedy, gdy myślisz, że nie jesteś w stanie więcej z siebie wykrzesać, ciało zaskakuje głowę.
Pamiętam mój pierwszy trening tego typu. Po wszystkim byłam delikatnie oszołomiona, nie spodziewałam się takiej intensywności. Na drugi dzień miałam zakwasy chyba wszędzie...
Na początku ćwiczyłam jedynie na zorganizowanych treningach, ale z biegiem czasu, poprawy techniki i kondycji jestem w stanie sama zmotywować się do tak intensywnego wysiłku. A efekty przychodzą bardzo szybko. Pomijając te wizualne, naprawdę odczujecie poprawę jakości życia w tych prostszych i bardziej zaawansowanych czynnościach dnia codziennego. Właśnie dlatego jak najbardziej polecam wpleść do Waszych planów treningowych choć jeden dzień pod znakiem crossfitu.


tumblr.com
tumblr.com
tumblr.com



niedziela, 1 czerwca 2014

Pomysł na trening + bonus MOJE EFEKTY ĆWICZEŃ SIŁOWYCH


W soboty chodzę na zajęcia na siłowni, które odbywają się z trenerem. Takie ćwiczenia mają na celu poprawę techniki, która jest naprawdę ważna przy treningu siłowym. Poza tym, kiedy wydaje się, że już nie masz sił na kolejne powtórzenie, kilka motywujących słów sprawia, że dajesz z siebie jeszcze więcej. Dodatkowo nie trzeba pilnować czasu, bo po prostu ktoś robi to za nas :)
Po wczorajszym treningu naprawdę czuję, które mięśnie pracowały najbardziej. Pomimo regularnej aktywności dziś pojawiły się u mnie zakwasy. Pompki zrobiły swoje!

Rozpiszę Wam trening, który może być naprawdę dobrą inspiracją przy kolejnej wizycie na siłowni. 
Każde ćwiczenie wykonujemy 40 sekund, następnie 15 sekund przerwy i zmiana. Przechodzimy do kolejnego. I tak, aż skończymy cały obwód. Po obwodzie 90 sekund na odpoczynek i zaczynamy od nowa. Całość powtarzamy 5 razy. Oczywiście nie zapominając o rozgrzewce na początku! U mnie wczoraj był to trucht na lekko pochylonej bieżni przez 10 minut.

1. Przysiad ze sztangą.
2. W pozycji stojącej pochylamy się i opieramy dłonie o ławeczkę. Unosimy jedną nogę do góry i pulsujemy, aby czuć pośladek. Nie skręcamy bioder. Cały czas mają być w jednej linii z tułowiem.
3. Jak wyżej, zmiana nogi.
4. Martwy ciąg ze sztangielkami ze spięciem łopatek w górnej fazie ruchu.
5. Ściąganie trójkąta wyciągu górnego do klatki (chwyt młotkowy).
6. Prostowanie ramion na wyciągu górnym nachwytem.
7. Pompki.
8. Brzuszki na ławce skośnej.
9. Spięcia brzucha siedząc na krawędzi bosu. 

Przyznam szczerze, że przy ostatnim obwodzie miałam już naprawdę dość... Polecam zestaw właśnie w tej konfiguracji :)

Ale przejdźmy do moich efektów. Najsłabszym punktem mojego ciała były plecy. A mając pracę siedzącą zaczęłam to nie tylko dostrzegać w lustrze, ale również odczuwać na co dzień. Dlatego około 2 miesiące temu zdecydowałam, że podczas treningów skoncentruję się bardziej na tej części ciała. Zmian dokonałam również w diecie. Po prostu jadłam nieco więcej, z biegiem czasu dorzuciłam również suplementację izolatem oraz bcaa, dzięki czemu zauważalnie szybciej się regeneruję. Po ciężkim treningu nie czuję się, jakby dopadała mnie choroba. A tak też się zdarzało. Zwłaszcza po przećwiczeniu właśnie pleców lub nóg. 
A poniżej moje efekty na zdjęciu. Ja jestem bardzo zadowolona. Zwłaszcza, że dopiero się rozkręcam! ;)