O mnie

środa, 22 października 2014

Jesienią nad morze...



jesień nad morzem



Co byście powiedzieli na całkowicie niewymuszoną pobudkę przed godziną 4 w jesienny, sobotni poranek?

Nawet kot jeszcze spał, więc jak nigdy to my go obudziliśmy. Cieplutki sweter, poranne rozmowy przy kawie i ruszamy.
Ciemno. Droga pusta.

Przed godziną 7 docieramy do Międzyzdrojów. Miasteczko jeszcze śpi. Nie wiem jak Wy, ale ja jesienią czuję wewnętrzny spokój, a jednocześnie większą motywację i energię do działania. Kolorowe liście zawsze wprawiają mnie w dobry nastrój. Zwłaszcza, kiedy można je rozkopywać na boki podczas biegania :)
Chłód. Też motywuje. Motywuje do szybszego biegu lub marszu, motywuje, aby wstać i założyć coś cieplejszego. Wymusza ruch.

Na plaży było spokojnie, wiał lekki wiatr. Przy okazji zrobiliśmy kilka zdjęć i jedno z nich możecie obejrzeć powyżej. Niestety, moje kalosze nie spełniły swojej roli...


jesień nad morzem

Przez nieszczęsne kalosze dogania mnie przeziębienie, co oznacza czas regeneracji i chwilową przerwę w bieganiu. Niestety.
Już chcę się ubrać jesienny strój biegowy i ruszyć przed siebie...
Lub chociaż pojechać na rowerze do pracy, omijając paskudne korki. Ale już niedługo. Nie poddaję się jesiennym choróbskom!

Trzymajcie się ciepło!

niedziela, 19 października 2014

Paryż- miastem zakochanych... Moja fotorelacja




 Po krótkiej wizycie w pięknym, belgijskim miasteczku, nadszedł czas na Paryż! Czyli cel naszej podróży. Za nami wiele godzin w samochodzie, kilometrów i przesłuchanych piosenek. Przyznam szczerze, że trasa na początku mnie przerażała, ale okazała się świetnym czasem do rozmów i tak naprawdę jeszcze bliższego poznania siebie nawzajem. Tak, polecam parom, młodym małżeństwom spędzenie tylu godzin w zamkniętej puszce, w różnych okolicznościach, bez planu na wycieczkę i znajomości okolic :) U nas poszło świetnie i już odliczam czas do następnego urlopu, by znów móc spędzić tyle czasu razem.

A jeśli chodzi o teren, trasy, planowanie- nawigacja to złoty wynalazek. Przy wycieczce w nieznane to moim zdaniem nieodłączny gadżet!

Paryż... Wjazd nie zachęca...



 Blokowiska, mnóstwo samochodów i pasów zjazdowych. Trzeba wiedzieć znacznie wcześniej, gdzie konkretnie chcemy skręcić, czy zjechać, bo nie zawsze spotkamy się z dobrym oznakowaniem. A raczej nie ma co liczyć na to, że ktoś nas wpuści na dobry pas, kiedy w ostatniej chwili zdecydujemy, gdzie skręcamy. Później jest już tylko lepiej. Oczywiście jeśli chodzi o widoki, bo na drodze dalej trzeba uważać i mieć oczy dookoła głowy. Rowery, skutery, rolki, a nawet hulajnogi... Tutaj każdy jest pełnoprawnym użytkownikiem drogi. Witają nas kamieniczki i kawiarenki, a my nie możemy się doczekać, kiedy w końcu będziemy na miejscu, zostawimy rzeczy i odpoczniemy na tarasie jednej z nich, popijając espresso.



Wybraliśmy hotel na Montparnasse. Stamtąd wszędzie poruszaliśmy się pieszo, robiąc dziennie po 30 kilometrów. Nie zabrakło również długiej wycieczki na rolkach. Paryskie chodniki są wprost stworzone dla rolkarzy! Większość to po prostu asfaltowe, gładkie dróżki. Na każdym kroku widzieliśmy aktywnych ludzi- jeżdżących na rowerze, biegających. Po pewnym czasie nie zdziwiła mnie nawet kobieta ubrana w oficjalny, biznesowy garnitur, poruszająca się na hulajnodze. Dla miejscowych podróż samochodem to strata czasu, podczas gdy istnieje dobrze zorganizowana komunikacja miejska i udogodnienia, takie jak właśnie dobre drogi rowerowe, czy velib- rower miejski: 1800 stacji co około 300 metrów. Tego chyba nie trzeba komentować :)

Pisać o Paryżu można długo, ale aby poczuć klimat miasta, trzeba pojechać tam samemu. Mam nadzieję, że zdjęcia choć trochę oddadzą nastrój, jaki nam towarzyszył. Miłego oglądania!










piątek, 17 października 2014

Mój sposób na dynię piżmową



Mój sposób na dynię piżmową


Jesień, kolorowe liście, ulewne i mgliste poranki... Z czym jeszcze kojarzy nam się ta pora roku? Z rozgrzewającymi potrawami i oczywiście z dynią! Któż z nas nie zna smaku dyniowej zupy i innych przysmaków z wykorzystaniem tego jakże jesiennego warzywa?
JA
A przynajmniej nie znałam do tej pory. W moim domu rodzinnym nie jadło się dyni. Nie wycinałam lampionów na halloween. 

Ostatnio trafiłam w sklepie na dynię piżmową. Kształtem nie przypomina tej do wycinania. Wygląda jak wielka, pomarańczowa gruszka. Cóż, trzeba mieć w życiu jakieś wyzwania. Wzięłam, zapłaciłam i postawiłam na kreatywność. Dziś przedstawiam Wam mój sposób na dynię piżmową. Zdrowy, jesienny posiłek, który możecie zjeść samodzielnie, lub jako dodatek do mięsa.

Składniki:

  • dynia
  • por
  • ziemniaki
  • marchew
  • brokuły
  • przyprawy: sól, pieprz, zioła prowansalskie, słodka papryka
Wszystkie warzywa kroimy, zasypujemy przyprawami i wkładamy do naczynia żaroodpornego z przykryciem. Można wysmarować je oliwą. Ja tego nie zrobiłam i też było ok. Pieczemy około 60 minut w 190 °C. 

SMACZNEGO :) 


Mój sposób na dynię piżmowąMój sposób na dynię piżmową



wtorek, 14 października 2014

Czy belgijska czekolada jest najlepsza? Carpefit w Namur!




Paryż od dawna był moim wymarzonym celem podróży. Nie ze względu na Luwr, zabytki, czy paryski symbol- wieżę Eiffla . Chciałam poczuć klimat dawnych uliczek, popatrzeć na ludzi, ich zwyczaje, wypić kawę na tarasie kawiarni z widokiem na piękne kamienice. Paryż jest piękny. Zostawia niedosyt...
Ale co po drodze?
Zacznę od tego, że nasz urlop potraktowaliśmy niezwykle spontanicznie. Od początku wiedzieliśmy, że Paryż, że niestandardowo, że po naszemu. Ale nie miałam pojęcia, ile pięknych miejsc zobaczę, a także jak zmieni się mój światopogląd. Podróże kształcą. Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości.

Wyruszyliśmy przed siebie. Pakując auto, dzień wcześniej rezerwując hotel. Bez konkretnego planu. Nie wiedzieliśmy dokładnie, ile godzin jazdy przed nami, gdzie odpoczniemy na trasie. Standardowo. I wiecie co? Wcale nie mam stracha przed takimi "akcjami". Zawsze wynosimy z tego najlepsze wspomnienia.


Przystanek zrobiliśmy sobie w Belgii. Całkiem przypadkowo, zapijając zmęczenie ogromną kawą na stacji benzynowej i przeglądając serwis z hotelami w pobliżu dowiedzieliśmy się, że jesteśmy niedaleko miasteczka Namur. Ok, niech będzie. Byle w miarę tanio i czysto :) Zaopatrzeni w belgijską czekoladę, która aspiruje na miano najlepszej, jaką jadłam, udaliśmy się w nieznane. Widoki, jakie zaoferowało nam Namur już na samym wjeździe sprawiły, że pomimo olbrzymiego zmęczenia pierwsze kroki po zostawieniu bagażu w hotelu skierowaliśmy do wypożyczalni rowerów...





Namur to urocze miasteczko nad rzeką, położone w południowej Belgii. Znajdziemy tu średniowieczny zamek, cytadelę i siedzibę parlamentu Walonii. W centrum miasta można zwiedzić kościół św. Jana Chrzciciela, którego wysoką wieżę dostrzeżemy z daleka. Ale kto by zwiedzał zabytki, gdy wokół tyle pięknych szlaków rowerowych, zadbanych domów, gospodarstw i uśmiechniętych ludzi!

Przemierzając uliczki Namur poczułam się jak bohaterka książki "Dzieci z Bullerbyn". Zróżnicowanie terenu, górki, pagórki, pastwiska, domki w starym stylu sprawiają, że dosłownie przenosimy się w czasie. A kiedy minęła nas furgonetka- lodziarnia przygrywająca wesołą melodyjkę, aż zapiszczałam z zachwytu! Miasteczko jest naprawdę bajkowe.

Pod koniec dnia, kiedy już mieliśmy za sobą kilkaset kilometrów na autostradach, po długim spacerze i wycieczce rowerowej, dosłownie padliśmy ze zmęczenia. Rano, szczęśliwi i zregenerowani ruszyliśmy w dalszą drogę ze świadomością, że przed nami jeszcze PARYŻ!
Dalszą część przeczytacie w kolejnym wpisie. A więc do następnego :)

niedziela, 12 października 2014

Mój prosty sekret. Jak zmobilizować się do biegania...



A teraz hardcorowe pytanie: jak zmobilizować się do biegania rano?
Jak się zmobilizować w ogóle? Do ćwiczeń, do rozpoczęcia jakiegoś projektu, nauki, czy chociażby sprzątania? Ja mam na to swój sposób. Zadziałał wczoraj nawet wtedy, gdy w sobotę, o naprawdę wczesnej godzinie padało. Po prostu wstałam, ubrałam się i wyszłam, co skończyło się 11 kilometrami w dobrym czasie.

Moja rada? NIE MYŚLEĆ. Nie rozpaczać nad swoim losem, nie robić zbędnej psychoanalizy i nie rozbierać pogody na czynniki pierwsze, zastanawiając się nad temperaturą, wilgotnością, prędkością wiatru i sprzyjającym ciśnieniem. Ile dziś termoaktywnych warstw mam założyć???
NIE, NIE, NIE. Najwyżej wrócisz się przebrać.

Teraz wstań, ubierz się, wyjdź. Pobiegaj, przejdź się, albo chociaż wyjdź przed dom na ławkę i poczytaj książkę, jeśli masz problem z zasiedzeniem pod ciepłym kocykiem z kubeczkiem herbatki w rączce. Za szybą jest pięknie. Nawet, jeśli z pozycji wygodnego fotela wydaje Ci się, że świat jest zły i okrutny. Zazwyczaj nie jest tak źle. Jak już napisałam, zawsze możesz się wrócić.

Poniżej zestaw moich biegowych ujęć. Prawda, że warto opuścić bezpieczną bazę?








A jeśli dalej zastanawiasz się, czy zacząć biegać, podpowiem Ci: przestań myśleć. Zacznij działać. Carpefit!