O mnie

wtorek, 14 października 2014

Czy belgijska czekolada jest najlepsza? Carpefit w Namur!




Paryż od dawna był moim wymarzonym celem podróży. Nie ze względu na Luwr, zabytki, czy paryski symbol- wieżę Eiffla . Chciałam poczuć klimat dawnych uliczek, popatrzeć na ludzi, ich zwyczaje, wypić kawę na tarasie kawiarni z widokiem na piękne kamienice. Paryż jest piękny. Zostawia niedosyt...
Ale co po drodze?
Zacznę od tego, że nasz urlop potraktowaliśmy niezwykle spontanicznie. Od początku wiedzieliśmy, że Paryż, że niestandardowo, że po naszemu. Ale nie miałam pojęcia, ile pięknych miejsc zobaczę, a także jak zmieni się mój światopogląd. Podróże kształcą. Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości.

Wyruszyliśmy przed siebie. Pakując auto, dzień wcześniej rezerwując hotel. Bez konkretnego planu. Nie wiedzieliśmy dokładnie, ile godzin jazdy przed nami, gdzie odpoczniemy na trasie. Standardowo. I wiecie co? Wcale nie mam stracha przed takimi "akcjami". Zawsze wynosimy z tego najlepsze wspomnienia.


Przystanek zrobiliśmy sobie w Belgii. Całkiem przypadkowo, zapijając zmęczenie ogromną kawą na stacji benzynowej i przeglądając serwis z hotelami w pobliżu dowiedzieliśmy się, że jesteśmy niedaleko miasteczka Namur. Ok, niech będzie. Byle w miarę tanio i czysto :) Zaopatrzeni w belgijską czekoladę, która aspiruje na miano najlepszej, jaką jadłam, udaliśmy się w nieznane. Widoki, jakie zaoferowało nam Namur już na samym wjeździe sprawiły, że pomimo olbrzymiego zmęczenia pierwsze kroki po zostawieniu bagażu w hotelu skierowaliśmy do wypożyczalni rowerów...





Namur to urocze miasteczko nad rzeką, położone w południowej Belgii. Znajdziemy tu średniowieczny zamek, cytadelę i siedzibę parlamentu Walonii. W centrum miasta można zwiedzić kościół św. Jana Chrzciciela, którego wysoką wieżę dostrzeżemy z daleka. Ale kto by zwiedzał zabytki, gdy wokół tyle pięknych szlaków rowerowych, zadbanych domów, gospodarstw i uśmiechniętych ludzi!

Przemierzając uliczki Namur poczułam się jak bohaterka książki "Dzieci z Bullerbyn". Zróżnicowanie terenu, górki, pagórki, pastwiska, domki w starym stylu sprawiają, że dosłownie przenosimy się w czasie. A kiedy minęła nas furgonetka- lodziarnia przygrywająca wesołą melodyjkę, aż zapiszczałam z zachwytu! Miasteczko jest naprawdę bajkowe.

Pod koniec dnia, kiedy już mieliśmy za sobą kilkaset kilometrów na autostradach, po długim spacerze i wycieczce rowerowej, dosłownie padliśmy ze zmęczenia. Rano, szczęśliwi i zregenerowani ruszyliśmy w dalszą drogę ze świadomością, że przed nami jeszcze PARYŻ!
Dalszą część przeczytacie w kolejnym wpisie. A więc do następnego :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co o tym myślisz? Daj znać w komentarzu! Każdy jest dla mnie bardzo ważny.