O mnie

wtorek, 11 listopada 2014

Jesień... Co u mnie?


Jesień w tym roku wyjątkowo nas rozpieszcza. Mało deszczowych dni pozwala na większą aktywność na dworze, kolorowe liście zachęcają do długich spacerów. Nie pamiętam, jaka pogoda była w tamtym roku, ale to był okres, gdy ze wzmożoną intensywnością zaczęłam chodzić na siłownię i w zamkniętym pomieszczeniu raczej nie podziwiałam uroków jesieni.

Ostatni tydzień był ciężki. Późne powroty z pracy nie sprzyjały bieganiu. Musiałabym biegać po zmroku, a to jednak dość niebezpieczne. Radziłam sobie jeżdżąc do pracy i z powrotem na rowerze. 15 km dziennie to zawsze jakaś forma ruchu i przyjemności! Rano na obudzenie, a po pracy na dotlenienie. Póki co, korzystam z pięknej pogody. Na siłownię/ fitness wracam, kiedy już rzeczywiście czas i pogoda nie pozwolą mi na tyle ruchu na zewnątrz.

Poniżej zdjęcia sprzed tygodnia, z jednego z piękniejszych biegów, gdy nagle mgła zakryła park, tworząc piękną poranną magię. Były też schody- poczułam się jak Rocky na treningu! Minęłam również samotną biegaczkę. Uff... nie ja jedna wstaję w weekendy tak wcześnie :)

bieganie jesienią

bieganie jesienią

bieganie jesienią

środa, 22 października 2014

Jesienią nad morze...



jesień nad morzem



Co byście powiedzieli na całkowicie niewymuszoną pobudkę przed godziną 4 w jesienny, sobotni poranek?

Nawet kot jeszcze spał, więc jak nigdy to my go obudziliśmy. Cieplutki sweter, poranne rozmowy przy kawie i ruszamy.
Ciemno. Droga pusta.

Przed godziną 7 docieramy do Międzyzdrojów. Miasteczko jeszcze śpi. Nie wiem jak Wy, ale ja jesienią czuję wewnętrzny spokój, a jednocześnie większą motywację i energię do działania. Kolorowe liście zawsze wprawiają mnie w dobry nastrój. Zwłaszcza, kiedy można je rozkopywać na boki podczas biegania :)
Chłód. Też motywuje. Motywuje do szybszego biegu lub marszu, motywuje, aby wstać i założyć coś cieplejszego. Wymusza ruch.

Na plaży było spokojnie, wiał lekki wiatr. Przy okazji zrobiliśmy kilka zdjęć i jedno z nich możecie obejrzeć powyżej. Niestety, moje kalosze nie spełniły swojej roli...


jesień nad morzem

Przez nieszczęsne kalosze dogania mnie przeziębienie, co oznacza czas regeneracji i chwilową przerwę w bieganiu. Niestety.
Już chcę się ubrać jesienny strój biegowy i ruszyć przed siebie...
Lub chociaż pojechać na rowerze do pracy, omijając paskudne korki. Ale już niedługo. Nie poddaję się jesiennym choróbskom!

Trzymajcie się ciepło!

niedziela, 19 października 2014

Paryż- miastem zakochanych... Moja fotorelacja




 Po krótkiej wizycie w pięknym, belgijskim miasteczku, nadszedł czas na Paryż! Czyli cel naszej podróży. Za nami wiele godzin w samochodzie, kilometrów i przesłuchanych piosenek. Przyznam szczerze, że trasa na początku mnie przerażała, ale okazała się świetnym czasem do rozmów i tak naprawdę jeszcze bliższego poznania siebie nawzajem. Tak, polecam parom, młodym małżeństwom spędzenie tylu godzin w zamkniętej puszce, w różnych okolicznościach, bez planu na wycieczkę i znajomości okolic :) U nas poszło świetnie i już odliczam czas do następnego urlopu, by znów móc spędzić tyle czasu razem.

A jeśli chodzi o teren, trasy, planowanie- nawigacja to złoty wynalazek. Przy wycieczce w nieznane to moim zdaniem nieodłączny gadżet!

Paryż... Wjazd nie zachęca...



 Blokowiska, mnóstwo samochodów i pasów zjazdowych. Trzeba wiedzieć znacznie wcześniej, gdzie konkretnie chcemy skręcić, czy zjechać, bo nie zawsze spotkamy się z dobrym oznakowaniem. A raczej nie ma co liczyć na to, że ktoś nas wpuści na dobry pas, kiedy w ostatniej chwili zdecydujemy, gdzie skręcamy. Później jest już tylko lepiej. Oczywiście jeśli chodzi o widoki, bo na drodze dalej trzeba uważać i mieć oczy dookoła głowy. Rowery, skutery, rolki, a nawet hulajnogi... Tutaj każdy jest pełnoprawnym użytkownikiem drogi. Witają nas kamieniczki i kawiarenki, a my nie możemy się doczekać, kiedy w końcu będziemy na miejscu, zostawimy rzeczy i odpoczniemy na tarasie jednej z nich, popijając espresso.



Wybraliśmy hotel na Montparnasse. Stamtąd wszędzie poruszaliśmy się pieszo, robiąc dziennie po 30 kilometrów. Nie zabrakło również długiej wycieczki na rolkach. Paryskie chodniki są wprost stworzone dla rolkarzy! Większość to po prostu asfaltowe, gładkie dróżki. Na każdym kroku widzieliśmy aktywnych ludzi- jeżdżących na rowerze, biegających. Po pewnym czasie nie zdziwiła mnie nawet kobieta ubrana w oficjalny, biznesowy garnitur, poruszająca się na hulajnodze. Dla miejscowych podróż samochodem to strata czasu, podczas gdy istnieje dobrze zorganizowana komunikacja miejska i udogodnienia, takie jak właśnie dobre drogi rowerowe, czy velib- rower miejski: 1800 stacji co około 300 metrów. Tego chyba nie trzeba komentować :)

Pisać o Paryżu można długo, ale aby poczuć klimat miasta, trzeba pojechać tam samemu. Mam nadzieję, że zdjęcia choć trochę oddadzą nastrój, jaki nam towarzyszył. Miłego oglądania!










piątek, 17 października 2014

Mój sposób na dynię piżmową



Mój sposób na dynię piżmową


Jesień, kolorowe liście, ulewne i mgliste poranki... Z czym jeszcze kojarzy nam się ta pora roku? Z rozgrzewającymi potrawami i oczywiście z dynią! Któż z nas nie zna smaku dyniowej zupy i innych przysmaków z wykorzystaniem tego jakże jesiennego warzywa?
JA
A przynajmniej nie znałam do tej pory. W moim domu rodzinnym nie jadło się dyni. Nie wycinałam lampionów na halloween. 

Ostatnio trafiłam w sklepie na dynię piżmową. Kształtem nie przypomina tej do wycinania. Wygląda jak wielka, pomarańczowa gruszka. Cóż, trzeba mieć w życiu jakieś wyzwania. Wzięłam, zapłaciłam i postawiłam na kreatywność. Dziś przedstawiam Wam mój sposób na dynię piżmową. Zdrowy, jesienny posiłek, który możecie zjeść samodzielnie, lub jako dodatek do mięsa.

Składniki:

  • dynia
  • por
  • ziemniaki
  • marchew
  • brokuły
  • przyprawy: sól, pieprz, zioła prowansalskie, słodka papryka
Wszystkie warzywa kroimy, zasypujemy przyprawami i wkładamy do naczynia żaroodpornego z przykryciem. Można wysmarować je oliwą. Ja tego nie zrobiłam i też było ok. Pieczemy około 60 minut w 190 °C. 

SMACZNEGO :) 


Mój sposób na dynię piżmowąMój sposób na dynię piżmową



wtorek, 14 października 2014

Czy belgijska czekolada jest najlepsza? Carpefit w Namur!




Paryż od dawna był moim wymarzonym celem podróży. Nie ze względu na Luwr, zabytki, czy paryski symbol- wieżę Eiffla . Chciałam poczuć klimat dawnych uliczek, popatrzeć na ludzi, ich zwyczaje, wypić kawę na tarasie kawiarni z widokiem na piękne kamienice. Paryż jest piękny. Zostawia niedosyt...
Ale co po drodze?
Zacznę od tego, że nasz urlop potraktowaliśmy niezwykle spontanicznie. Od początku wiedzieliśmy, że Paryż, że niestandardowo, że po naszemu. Ale nie miałam pojęcia, ile pięknych miejsc zobaczę, a także jak zmieni się mój światopogląd. Podróże kształcą. Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości.

Wyruszyliśmy przed siebie. Pakując auto, dzień wcześniej rezerwując hotel. Bez konkretnego planu. Nie wiedzieliśmy dokładnie, ile godzin jazdy przed nami, gdzie odpoczniemy na trasie. Standardowo. I wiecie co? Wcale nie mam stracha przed takimi "akcjami". Zawsze wynosimy z tego najlepsze wspomnienia.


Przystanek zrobiliśmy sobie w Belgii. Całkiem przypadkowo, zapijając zmęczenie ogromną kawą na stacji benzynowej i przeglądając serwis z hotelami w pobliżu dowiedzieliśmy się, że jesteśmy niedaleko miasteczka Namur. Ok, niech będzie. Byle w miarę tanio i czysto :) Zaopatrzeni w belgijską czekoladę, która aspiruje na miano najlepszej, jaką jadłam, udaliśmy się w nieznane. Widoki, jakie zaoferowało nam Namur już na samym wjeździe sprawiły, że pomimo olbrzymiego zmęczenia pierwsze kroki po zostawieniu bagażu w hotelu skierowaliśmy do wypożyczalni rowerów...





Namur to urocze miasteczko nad rzeką, położone w południowej Belgii. Znajdziemy tu średniowieczny zamek, cytadelę i siedzibę parlamentu Walonii. W centrum miasta można zwiedzić kościół św. Jana Chrzciciela, którego wysoką wieżę dostrzeżemy z daleka. Ale kto by zwiedzał zabytki, gdy wokół tyle pięknych szlaków rowerowych, zadbanych domów, gospodarstw i uśmiechniętych ludzi!

Przemierzając uliczki Namur poczułam się jak bohaterka książki "Dzieci z Bullerbyn". Zróżnicowanie terenu, górki, pagórki, pastwiska, domki w starym stylu sprawiają, że dosłownie przenosimy się w czasie. A kiedy minęła nas furgonetka- lodziarnia przygrywająca wesołą melodyjkę, aż zapiszczałam z zachwytu! Miasteczko jest naprawdę bajkowe.

Pod koniec dnia, kiedy już mieliśmy za sobą kilkaset kilometrów na autostradach, po długim spacerze i wycieczce rowerowej, dosłownie padliśmy ze zmęczenia. Rano, szczęśliwi i zregenerowani ruszyliśmy w dalszą drogę ze świadomością, że przed nami jeszcze PARYŻ!
Dalszą część przeczytacie w kolejnym wpisie. A więc do następnego :)

niedziela, 12 października 2014

Mój prosty sekret. Jak zmobilizować się do biegania...



A teraz hardcorowe pytanie: jak zmobilizować się do biegania rano?
Jak się zmobilizować w ogóle? Do ćwiczeń, do rozpoczęcia jakiegoś projektu, nauki, czy chociażby sprzątania? Ja mam na to swój sposób. Zadziałał wczoraj nawet wtedy, gdy w sobotę, o naprawdę wczesnej godzinie padało. Po prostu wstałam, ubrałam się i wyszłam, co skończyło się 11 kilometrami w dobrym czasie.

Moja rada? NIE MYŚLEĆ. Nie rozpaczać nad swoim losem, nie robić zbędnej psychoanalizy i nie rozbierać pogody na czynniki pierwsze, zastanawiając się nad temperaturą, wilgotnością, prędkością wiatru i sprzyjającym ciśnieniem. Ile dziś termoaktywnych warstw mam założyć???
NIE, NIE, NIE. Najwyżej wrócisz się przebrać.

Teraz wstań, ubierz się, wyjdź. Pobiegaj, przejdź się, albo chociaż wyjdź przed dom na ławkę i poczytaj książkę, jeśli masz problem z zasiedzeniem pod ciepłym kocykiem z kubeczkiem herbatki w rączce. Za szybą jest pięknie. Nawet, jeśli z pozycji wygodnego fotela wydaje Ci się, że świat jest zły i okrutny. Zazwyczaj nie jest tak źle. Jak już napisałam, zawsze możesz się wrócić.

Poniżej zestaw moich biegowych ujęć. Prawda, że warto opuścić bezpieczną bazę?








A jeśli dalej zastanawiasz się, czy zacząć biegać, podpowiem Ci: przestań myśleć. Zacznij działać. Carpefit!

sobota, 13 września 2014

Start running!

Po prostu wyjdź z domu. Nie nastawiaj się na bieg. Wyjdź, zacznij maszerować, przejdź do truchtu. Każdy biegacz zaczynał od wyjścia i niesmiałego, biegowego kroku. Wszystko przychodzi z czasem.
31.08.2014 - 10km, 59minut
Nie masz czasu? Tym bardziej. Biega się szybciej, niż chodzi!
Czas na aktywność. Miłej soboty :)

sobota, 12 lipca 2014

Bądź swoją własną motywacją!


 

bądź swoją własną motywacją


 Karmisz się zdjęciami wysportowanych osób z internetu? Marzysz o pięknej, wyrzeźbionej sylwetce? Do dzieła! Nic tak nie motywuje, jak efekty własnej, ciężkiej pracy!

Do dzieła!


bądź swoją własną motywacją



bądź swoją własną motywacją

Dlaczego warto się rozciągać? Stretching w treningu siłowym.

     
      Nie da się ukryć, ostatnio brakuje mi czasu. Nie mam chwili, aby poczytać gazetę czy książkę, pobawić się z kotem, który już sam opanował sztukę głaskania się o moją rękę... Kiedy obowiązków jest wiele, gdy staram się prowadzić zdrowe życie jednocześnie godząc to z pracą zawodową, doba wydaje się być maksymalnie okrojona. Ledwie wracam z pracy, zdążę przygotować jedzenie, posprzątać i pójść na trening, a dzień już się kończy! Ba, zastaje mnie ciemna noc! To niesamowite, jak szybko mija każda minuta, kiedy zajęciami załadowany jest calutki dzień. Nuda? Chciałabym ponudzić się chociaż na chwilę.

W natłoku spraw i nieoczekiwanych sytuacji życiowych zaniedbuję blogowanie, ale treningu nigdy. Na siłownię znajdzie się czas. Nawet krótszy trening jest lepszy od żadnego, prawda?
Czasem jednak ciężko wykonać zadanie na 100% i dać z siebie wszystko przy ograniczonej ilości czasu, a też ludzką rzeczą jest zapomnieć.
Przedwczoraj na siłownię dotarliśmy około 21:10, podczas gdy zamykana jest o 22. Szybko zrobiłam swoje i niby wszystko było ok, ale miałam poczucie, że coś pominęłam. Siedząc już w samochodzie przypomniałam sobie, że pominęłam rozciąganie. Dlaczego o tym wspominam?

Czy czasem po treningu siłowym nie macie wrażenia, że Wasze mięśnie są zwarte, zbite? A kiedy naprawdę dajecie z siebie wszystko, na drugi dzień mięśnie po wstaniu z łóżka wydają się jakby "przykrótkie"... Ja tak mam po ćwiczeniach nóg, kiedy do stretchingu średnio się przykładam. A nie należy o tym zapominać. Dlaczego? Oto kilka informacji, które na przestrzeni czasu zdołałam zebrać w internecie i pismach typu KiF, Sport dla Wszystkich. Niestety, nie ma naukowych dowodów na słuszność tych tez, przeprowadzone badania nie wskazują jednoznacznie kto ma rację, czy zwolennicy, czy przeciwnicy rozciągania (osobiście przejrzałam pubmed w poszukiwaniu materiału dowodowego :) ). Ja osobiście jestem za wykonaniem stretchingu po treningu siłowym. Znam swoje ciało na tyle, by wiedzieć co jest dla mnie dobre i po czym jak się czuję. Nie mówię oczywiście o rozrywaniu do szpagatu, czy dotykania stopami głowy. Nie mam takich ambicji :)
Według sportowców:
*Regularne rozciąganie poprawia naszą siłę, gibkość i szybkość.
*Zmniejsza podatność na urazy mięśni.
*Poprawia reakcję mięśni na bodźce siłowe.
*Powoduje zwiększanie liczby komórek mięśniowych.
*Mięśnie wydają się pełniejsze, poprawia się ich wygląd.
*Poprawia separację mięśni.

Skoro tak, warto choćby popróbować na sobie!
Czy stosujecie rozciąganie? Czujecie jego efekty?

Miłej soboty!

piątek, 27 czerwca 2014

Zdrowe i chrupiące! Krakersy z siemienia lnianego i pestek.



Mecze, tv, chipsy, paluszki, zimne piwko... Mówi Wam to coś?

Dziś coś dla tych, którzy bez przekąski obejść się nie mogą. Ale nie tylko. Mimo, że mundialowe klimaty znam jedynie z opowieści, ja również po tą zdrową przekąskę sięgnę. I Wam polecam, zamiast chipsów pełnych tłuszczy trans, odżywić ciało zdrowymi składnikami, a ono się na pewno odwdzięczy. Można chrupać przed tv. A co tam. Niech będzie, że mundial...

   Ja- fanka suchej piersi z kurczaka, suchego indyka, jałowych kasz i płatków owsianych, mam problem z upchnięciem zdrowych tłuszczy w moim codziennym bilansie. Czasem już nie mam ochoty na dodawanie oliwy z oliwek do sałatki, oleju kokosowego do kawy lub omleta. Chciałoby się sięgnąć po inne źródła nienasyconych kwasów tłuszczowych. A spożywać je trzeba i o tym wszyscy wiemy. Właśnie w takiej chwili, gdy już nie miałam pomysłu na zdrowe nowości, ukręciłam ten przepis. I jest! A co równie ważne- jest pysznie! Sami się przekonajcie, bo roboty jest na kilka chwil, a smak fenomenalny.

Składniki (ilość wg uznania):
siemię lniane
pestki słonecznika
pestki dyni
ostropest (niekoniecznie)
woda
koncentrat pomidorowy
sól
bazylia i oregano
u mnie dodatkowo naturalna przyprawa do pizzy

Siemię i pestki mielimy. Nie za długo, aby wyszło sypkie, a nie maziste. Dodajemy przyprawy, sól, koncentrat oraz wodę małymi porcjami, aby uzyskać konsystencję gęstej papki. Rozsmarowujemy cieniutko, najlepiej na macie silikonowej lub dobrym papierze do pieczenia, rozcinamy w kwadraty, trójkąty, kółka ;p i wkładamy do piekarnika na ok. 160 °C aż nasza masa stanie się chrupiąca. Smacznego!




wtorek, 17 czerwca 2014

Cardio poza siłownią. Dobre samopoczucie i ładne widoki w pakiecie.


Cardio na siłowni? Każdy, kto kiedykolwiek biegł na mechanicznej bieżni wie, jak potrafi dłużyć się każda minuta. Słuchawki na uszach i motywująca muzyka? To działa, ale nie na dłuższą metę. Przynajmniej na mnie. Można jeszcze oglądać telewizję. Najbardziej popularny kanał na siłowniach to ten z teledyskami. Z wijącymi się paniami wysmarowanymi oliwą i towarzyszącymi im raperami. Standard.
Alternatywą dla bieżni, maszyn eliptycznych i rowerów może być rower spinningowy. Niestety, z udostępnieniem takiego sprzętu w godzinach innych niż te przeznaczone na zajęcia, lub postawieniem kilku dodatkowych spotkałam się jedynie w dwóch klubach. W różnych miastach. A uwierzcie, odwiedziłam tych klubów już wiele. Szkoda, ponieważ osoba mająca pojęcie na temat tego typu zajęć może sama sobie dać nieźle w kość, a czas nie dłuży się jak na innych maszynach cardio.

Ale nie o wyposażeniu siłowni chciałam Wam dziś napisać. Czy lubicie spacery? Ja uwielbiam! Mogę przemierzać pieszo naprawdę spore odległości, obserwując przy tym okolice i nawet idąc często tą samą trasą, wypatrywać nowe, ciekawe rzeczy. Do pracy mam 6,5 km. Przejście tej odległości zajmuje mi około godzinę (szybkim tempem). To znaczy, że muszę wstać wcześniej, wieczorem przyszykować sobie jedzenie do pracy, lub po drodze zahaczyć o spożywczaka. Najczęściej, jak na złość, światła na wszystkich przejściach dla pieszych po drodze są czerwone, więc muszę później dodatkowo przyspieszyć kroku, żeby nie spóźnić się do pracy.
 Czy warto? Warto! Miasto o poranku ma swój urok. Nawet te najbardziej zatłoczone ulice ukazują nowe oblicze, kiedy ludzie nie popychają się w biegu łokciami, samochody nie trąbią i nie czuć jeszcze odoru spalin. Czasem wybieram rower, ale ze względu na brak ścieżek rowerowych na mojej trasie nie jest już tak kolorowo. Tu już liczy się kwestia bezpieczeństwa, bez podziwiania okolicznych widoków.

A co to ma wspólnego z siłownią? Jeśli głównym celem Waszego treningu aerobowego na siłowni jest palenie kalorii, spróbujcie mojego sposobu na podkręcenie metabolizmu, a przy okazji porannego samopoczucia! Pobudka gwarantowana. Lepsza koncentracja w pracy również. Przyjemne z pożytecznym. W takie dni, gdy mam za sobą poranny spacer (a raczej marszobieg ;) ), moja wizyta na siłowni trwa krócej. Rozgrzewka i zasadniczy trening standardowo, ale nie drepczę już później na bieżni. Póki co odpuściłam sobie również spinning. Pogoda jest zbyt piękna, aby tracić ją na cardio w dusznej sali. Chyba, że ktoś jest fanem bieżni, orbitreka i wielkich telewizorów :)




 


niedziela, 15 czerwca 2014

VIII Międzynarodowy Bieg o Błękitną Wstęgę, Stargard Szczeciński 2014. Wrotkarstwo szybkie.





Przywitał nas Elvis... A dokładnie jego nieudana kopia, wyginająca się na scenie z gitarą. Niewyraźne dźwięki, zapach przypalonych parówek i popcornu, i już wiedzieliśmy, że dotarliśmy na miejsce. Całe szczęście, bo kręcąc się autem po uliczkach w Stargardzie Szczecińskim nie znaleźliśmy strzałek, wskazówek jak dostać się do punktu startu.
 Tą małą niedogodność wynagrodził nam widok wspaniałych zawodników, odzianych w kolorowe stroje sportowe. Niektórzy założyli koszulki klubowe- nie było wątpliwości, gdzie trenują. Inni jeszcze się rozgrzewali, migając barwnymi rolkami i odblaskowymi kółkami. Widok takiej liczby wysportowanych i radosnych osób motywuje zawsze!
Po chwili przez mikrofon zawodnicy zostali przywołani na start. Huk pistoletu. Ruszyli. Na początku nie było wątpliwości, co do pozycji zawodnika, ale po krótkim czasie pojawiły się duble. Nie miałam pojęcia, kto jest na którym miejscu, choć technika i szybkość jazdy pozwalała domyślać się, kto poważnie trenuje, a kto jeździ wyłącznie rekreacyjnie.
 Zaobserwowałam jedną wywrotkę małego bohatera. Ze świetną techniką wystartował młody chłopiec, który poziomem nie odstawał od innych sportowców, a po swoim upadku podniósł się w kilka sekund. Nie przeszkodziło mu to w zajęciu miejsca na podium! Uwagę zwróciła również rolkarka, której w specjalnym wózku towarzyszyły dwie maleńkie córeczki. To się nazywa zaszczepianie sportu od najmłodszych lat! A jeśli już o wieku mowa- ta różnorodność kolejny raz utwierdziła mnie w przekonaniu, że miłość do aktywności dotyka ludzi naprawdę w każdym wieku. Starszych, młodszych, tych zapracowanych i tych, którzy kończąc aktywność zawodową mogą wreszcie poświęcić czas dla swoich pasji.

 Nie ma wątpliwości, że sport łączy ludzi. Wyzwala emocje, skłania do refleksji i przemyśleń. Sport to z pewnością zdrowie, ale również wyrzeczenia, godziny na treningach, litry wylanego potu. Często również krew i łzy. Ale imprezy, takie jak ta w Stargardzie Szczecińskim utwierdzają, że warto. Nie tylko po to, by stanąć na pudle, zdobyć puchar, dyplom, medal. Ale przede wszystkim, by stoczyć walkę ze sobą. Aby stać się silniejszym niż dnia poprzedniego i budzić się z jeszcze większą wiarą we własne możliwości.
A zresztą, obejrzyjcie naszą fotorelację. Ja w każdym z tych zawodników widzę zwycięzcę. Zwycięzcę własnych słabości.















 A na koniec- dlaczego w ogóle się tam znaleźliśmy? Na zdjęciu poniżej widzicie mojego własnego bohatera. Tomasz Chmieliński (ISST Pomorze Wałcz)- mój Tata, o którym na pewno jeszcze na tym blogu przeczytacie! Dla mnie jest ogromną motywacją i inspiracją. Dowodem, że trenować można w każdym wieku i czerpać ogromną przyjemność z aktywności fizycznej. Jesteśmy z Ciebie dumni! :)




Ps. Zdjęcia są mojego autorstwa i stanowią moją własność. Widzisz siebie, potrzebujesz materiał- daj znać. Nie kopiuj, nie kradnij. Kontakt: carpewszystko@gmail.com